Ostatnio Was zaniedbałam, więc teraz szybko działam i nadrabiam zaległości. W poprzednim poście zamieściłam dla Was dwie makijażowe inspiracje, kto jeszcze nie widział to zapraszam tutaj a dzisiaj przychodzę z nowościami kosmetycznymi. Jeśli jesteście ciekawe to czytajcie dalej i oglądajcie co nowego kupiłam :)
- Tusz L'Oréal Volume Million Lashes Féline
Z serii tuszy L'Oréal Volume Million Lashes, do tej pory przetestowałam klasyczną złotą maskarę oraz fioletową So Couture i obie sprawdziły się u mnie dobrze. Teraz przyszedł czas na testowanie kolejnej, zielonej Féline. Używam jej już jakiś czas i mogę powiedzieć, że w moim przypadku spisuje się świetnie. Szczoteczka kształtem przypomina mi tą z ulubionego tuszu z Maybelline Lash Sensational, który także często używam. Jest, także silikonowa i wygięta, jednak odrobinkę dłuższa. Wydłuża ładnie moje rzęsy, nie kruszy się, mogę powiedzieć, że jestem zadowolona.
- Cień Sephora Colorful Mermaind tail N°273
- Bazy pod cienie Sephora
Na ten cień czaiłam się już wcześniej, gdy zaglądałam do Sephory jednak jakoś do jego zakupu nie dochodziło. Po ostatnich odwiedzinach Sephory, idąc po same bazy do cieni, zakupiłam ten produkt. Spodobał mi się, kiedy testowałam go na dłoni, ponieważ jego kolor jest do końca nie określony. Przypominał mi ten pigment z Inglota nr 117. Na pierwszy rzut oka wydaje się być szarawo-fioletowy, jednak zostawia po nałożeniu pewien połysk coś w odcieniu mięty, (czegoś zielono-niebieskiego). Ten kolor jest bardzo nieoczywisty, gdy robiłam swatche na dłoni bardzo przypadł mi do gustu i ta jego pigmentacja nie wyglądała na najgorszą, jednak testując na powiece wyglądał już on nieco inaczej. Nie wiem czy o taki efekt mi chodziło. Poczułam się troszkę rozczarowana, może dlatego, że porównywałam go z pigmentem Inglota, który się bosko mieni, a ten takiego samego efektu nie przyniósł. Było to do przewidzenia, że cień to cień a pigment to jednak pigment, więc nie ma się co oszukiwać. Na powiece wygląda po prostu delikatniej i nie widać tak bardzo tej zmiany i błysku tafli koloru. Poniżej możecie zobaczyć jak wygląda na powiekach. Same oceńcie czy Wam się podoba. Nałożyłam go na środek powieki :)
- Puder bambusowy z jedwabiem Paese
Zaczęłam używać go od niedawna. Puder ma konsystencję białej, miłej w dotyku "mączki". Posiada, także małą gąbeczkę, jednak ja z niej nie korzystam, ponieważ do pudrowania twarzy używam pędzla. Nie nadaje koloru, jest transparentny. Zastosowanie i skład przedstawione na powyższym zdjęciu. Puder ma fajne opakowanie jak na pudry sypkie, ponieważ posiada przekręcaną/ ruchomą pokrywkę z dziurkami, dzięki temu wydostaje się wystarczająca ilość produktu. Można uniknąć nadmiernego wysypywania się pudru z opakowania.
Nowości z pielęgnacji
- Krem Ziaja naturalny krem oliwkowy
Zakupiłam go z myślą o codziennej pielęgnacji twarzy i zamierzam stosować go pod makijaż. Mój krem z Mary Kay kończy się już powoli, dlatego chcę wypróbować coś nowego. Słyszałam o nim dużo pozytywnych opinii. Nawet Maxineczka wspominała o tym kremie na swoim kanale, więc myślę, że powinien się sprawdzić. Jednak, gdy zacznę stosować to dam Wam znać.
- Maseczkowe SPA
Chyba wszystkie kobiety mają w tygodniu takie dni, gdzie lubią poświęcić wolny czas na pielęgnację swojej skóry czy włosów. W ten sposób mają zamiar się troszkę odprężyć i zrelaksować.
Nie wiem jak Wy, ale przynajmniej u mnie tak jest :) Lubię stworzyć sobie wieczorami takie domowe SPA, gdzie mogę nałożyć maseczkę na twarz oraz maskę/ odżywkę na włosy i relaksować się z myślą, że robię coś pożytecznego dla mojej twarzy i włosów. Przed ostatnim wpisowym makijażem, także skusiłam się na maseczkę oraz hydrożelowe płatki pod oczy, ponieważ chciałam, aby moja skóra i okolice oczu wyglądały na wypoczęte a nie zmęczone po ostatnich zarwanych nockach.
Płatki dzień przed nałożeniem, włożyłam do lodówki, aby efekt działania był jeszcze lepszy. W ten sposób, idealnie studziły i odprężały mi okolice oczu.
Nie zapominajmy o tym, że codzienna pielęgnacja skóry jest bardzo ważna. Porządny demakijaż, peelingi, nawilżenie itd. to wszystko pomaga nam utrzymać ją w dobrej kondycji.
- Barwiący olejek do ust Eveline Hot Red
To długo wyczekiwany przeze mnie produkt do ust. Czytałam o tej nowości dużo wcześniej, jednak ciężko było mi go dostać w jakiejkolwiek drogerii. Zakupiłam, go w Hebe. W sprzedaży dostępne były tylko dwa odcienie: Hot Red (czerwony) oraz Peach Orange (pomarańczowy). Przyznam, że szukałam czegoś bardziej w tonacji różowej, niż takich ostrych wyraźnych kolorach. Musiałam się na coś zdecydować, więc wybrałam ten czerwony. Trochę bałam się tego odcienia, ponieważ na opakowaniu wygląda na bardzo intensywny. Jednak po zaaplikowaniu na ustach, wcale taki mocny nie jest. Bardzo mnie to zadowoliło, że olejek wygląda naturalnie, delikatnie barwi usta na malinowo-czerwony kolor. Jego aplikator wygląda podobnie do błyszczyka. Produkt ma przyjemny zapach. W chwili nanoszenia olejku na usta czułam delikatne mrowienie, jednak po pewnym czasie ustało. Usta wyglądały na nawilżone i odżywione. Byłam ciekawa czy olejek zabarwi moje usta, dlatego zrobiłam mały teścik i wytarłam usta chusteczką. W ten sposób ściągnęłam nadmiar tłustej warstwy. Spojrzałam w lusterko i nie mogłam uwierzyć, że kolor faktycznie został.
Barwiący olejek wykorzystałam w poprzednim wpisowym makijażu w wersji pierwszej tutaj. Możecie zobaczyć tam, jak prezentuje się na ustach. Mnie bardzo zadowolił, ponieważ nawilża usta oraz nadaje im ładny kolor. Im więcej produktu nałożymy, tym bardziej kolor będzie intensywny.
Olejek jest dobrym rozwiązaniem na co dzień oraz dla kobiet, które nie przepadają za intensywnymi pomadkami a jednak chcą zabarwić delikatnie swoje usta.
Komentujcie, obserwujcie :*